Jak dało się zauważyć, mimo mojego cichego postanowienia, iż częściej będę dawać upust swojej grafomanii, nie odwiedzałam bloga przez jakiś czas. Nie udało mi się też przetestować wielu produktów, właściwie, to przez ostatnie miesiące wypróbowałam tylko 3 nowe kosmetyki do włosów. Dwa z nich z pewnością jeszcze kupię, natomiast jeden z początku zdobył moje uznanie, później natomiast okazało się, że dał moim włosom w kość. Chociaż nie mają kości. Ale o tym za chwilę.
Pierwszy kosmetyk to szampon. Jak już zapewne wiecie, nie mam zbyt emocjonalnego stosunku do szamponów. Moja skóra jest normalna, w kierunku przetłuszczającej się, Sodium Laureth Sulfate nie przesusza jej ani nie podrażnia. Mocniejszy detergent jest u mnie konieczny, bez niego funduję sobie smalec i wzmożone wypadanie włosów. Tak czy inaczej, mogę bez problemu kupować większość drogeryjnych szamponów, co jest bardzo komfortowe. Jakiś czas temu kupiłam przez przypadek szampon, z którego byłam BARDZO zadowolona, mogłam myć włosy co 3 dni (u mnie 2 to norma) i okazał się niezwykle wydajny. Co to za cudo?
Schauma 7 ziół, niepozorny kosmetyk (nie jestem fanką tej marki), w niezbyt zachęcającym opakowaniu. Kupiłam go bo była promocja w Rossmannie, przy pierwszym użyciu zachwytu nie było (zapach przeciętny, chemiczno-ziołowy), natomiast po jakimś czasie zauważyłam, że włosy na dłużej pozostają świeże i puszyste. Nawet na upartego mogłabym po nim nie stosować odżywki- szampon nie plątał i nie wysuszał włosów. U nasady- włosów na długości nie myję zbyt często szamponem ;) Tak czy inaczej, dla mnie było to zupełnym zaskoczeniem, żaden inny szampon Svhaumy nie przypadł mi do gustu tak bardzo.
Następne zaskoczenie- maska Alterra z granatem i aloesem. Jest to jeden z najbardziej znanych kosmetyków w blogosferze. Ja przez długi czas nie mogłam się jakoś do jego kupna przekonać ze względu na alkohol wysoko w składzie. W końcu jednak się przemogłam i już pierwsze użycie mnie zachwyciło: włosy były bardzo sypkie. Po jakimś czasie jednak zauważyłam, że moje włosy mają się dużo gorzej. Zaczęły się koszmarnie rozdwajać, jak nigdy. Powoli odstawiałam wszystkie kosmetyki, które mogły się do tego przyczynić. Tylko o masce Alterry nie pomyślałam. Niestety, jestem teraz pewna, że to ona przyczyniła się do przesuszenia moich włosów. Długo zastanawiałam się nad tym, co o niej napisać, wiem, że wiele osób jest tą maską zachwyconych. Ja na alkohol gdzieś w połowie składu lub dalej nie jestem przeczulona, ale okazało się, że jego większa ilość w kosmetyku nakładanym na długość włosów jest dla nich zabójcza. Było to przykre rozczarowanie, włosy wyglądały tak, jak po paru sesjach z solidną dawką lakieru.
Włosy (poza podcinaniem) ratowałam słynną maską Bioetika, której fanką jestem od paru ładnych lat. Żeby jednak włosy miały jakąś odmianę, zdecydowałam się na produkt marki, z którą wcześniej nie miałam styczności. Maska Syoss Repair Therapy została przeze mnie wybrana przez przypadek, na początku miałam zamiar kupić maskę Garnier Fructis. Ma słodki, chemiczny zapach, budyniową konsystencję, za słoiczek 200 ml zapłaciłam niecałe 20 zł, czyli nie jest to produkt szczególnie tani, ale chociaż wydajny.
Ta maska była absolutnym strzałem w 10. Moje włosy niełatwo jest obciążyć, więc mogę spokojnie celować w kosmetyki do włosów suchych i zniszczonych, ale i tak byłam zdumiona, że nawet przy stosowaniu co mycie (moje włosy naprawdę tego wymagały... :( )włosy nie były obciążone, za to bardzo łatwo się rozczesywały i były w miarę śliskie, nawilżone, mocniejsze. Nie spodziewałam się, że będę aż tak zadowolona z maski Syoss. Nie jest za bardzo treściwa, ale też nie jest za słaba jak na maskę. Włosy w miarę wróciły do siebie, chociaż mam dalej problem z końcówkami tam, gdzie nie są równo obcięte.
A teraz następujące wnioski:
- czasami kosmetyk, który wydaje nam się składowo przeciętny okazuje się idealny dla naszych włosów/ skóry głowy
- alkohol w moim przypadku jest wybitnie niewskazany, o ile jest w dużej ilości i nakładany na długość włosów
Do szamponu Schauma i maski Syoss z pewnością wrócę, chociaż lubię pięknie pachnące kosmetyki, a te mają woń zupełnie przeciętną. Kto wie, może wypróbuję również inne kosmetyki Syoss, na razie na moich włosach gościła jedynie maska i fluid (ten w złotym opakowaniu). Ale o fluidzie innym razem...
- alkohol w moim przypadku jest wybitnie niewskazany, o ile jest w dużej ilości i nakładany na długość włosów
Do szamponu Schauma i maski Syoss z pewnością wrócę, chociaż lubię pięknie pachnące kosmetyki, a te mają woń zupełnie przeciętną. Kto wie, może wypróbuję również inne kosmetyki Syoss, na razie na moich włosach gościła jedynie maska i fluid (ten w złotym opakowaniu). Ale o fluidzie innym razem...