Jestem już po zabiegu tonowania koloru. Czy Preference poradził sobie z pomarańczowym i żółtym odcieniem? Cóż, według mnie nie do końca te ciepłe kolorki zgasił. Włosy dalej są ciepławe, do tego Preference nie jest jakąś szczególnie łagodną farbą. Mimo wszystko, jestem zadowolona z efektu, chociaż do upragnionego jaśniutkiego, chłodnego blondu jeszcze mi trochę zostało. Na zdjęciach nie widzę dużej różnicy między tym, co było przed farbą a tym, co jest teraz. Kolor w rzeczywistości lekko się ochłodził, przypomina mi odrosty farbowane "Szlachetną perłą". Włosy dalej miękkie i błyszczące. Ogólnie pozytywnie oceniam farby Preference, z jakimi miałam ostatnio do czynienia, czyli Cannes, Islande i Stockholm :) Chociaż chyba najbardziej podobał mi się Cannes, piękny kolor, ale chyba jednak nie do końca dla mnie. A tak w ogóle- mam wreszcie hula-hop, wytrzymuję z nim aż pół minuty :D Z drugiej strony- może niedługo będę je w stanie utrzymać w pasie bez kręcenia tułowiem.
Na zdjęciach próbowałam uchwycić efekt farbowania (tak, wiem, końcówki do podcięcia- czekam na zajęcia, to mi koleżanka ciachnie na prosto). Dużą zaletą L'Oreala (Preference, mus mnie nie zachwycił pod tym względem) jest to, że kolor jest naprawdę lśniący, wielowymiarowy i przez to nawet często trudny do zdefiniowania (szczególnie Cannes). Na zdjęciach wydaje się, jakbym miała gdzieniegdzie ciemniejsze czy jaśniejsze włosy, ale to tylko złudzenie.
Aaa... jakby ktoś chciał mnie złapać przez wizaż, to polecam jednak mojego maila, na wizaż nie zaglądam, po paru latach tam spędzonych nadszedł moment, gdy polityka władz zirytowała mnie na tyle, iż zdecydowałam się pożegnać z tym miejscem. Oczywiście, trochę mi szkoda, bo na wizażu poznałam sporo fantastycznych osób, ale cóż, chyba za bardzo się zżyłam z tym miejscem, by tolerować totalną niekonsekwencję osób, którym to nie przystoi ;) Na każdego maila chętnie odpowiem, przepraszam jedynie, jeśli z lekkim opóźnieniem.
Życzę Wam udanego ostatniego dnia karnawału :)
I jeszcze jedno: mój ostatni hit (no, trochę przesadziłam ;) ) pielęgnacyjny. Jako, iż ostatnio mało mam miodu w domu, w pielęgnacji włosów wykorzystuję glukozę, która ma za zadanie regenerować włosy zniszczone. Pewnie nie skusiłabym się na zakup glukozy tylko po to, by ją dodawać do kosmetyków do włosów, ale akurat miałam niepotrzebne opakowanie w domu. Wg książki "Nowoczesne Fryzjerstwo" glukoza, jako strukturant keratyny, pomaga odbudować uszkodzone łańcuchy keratyny przez tworzenie wiązań chemicznych, przy czym przy jednorazowym użyciu roztwory glukozy włosy regenerują się w stopniu minimalnym, ale regularne stosowanie preparatów zawierających ten cukier wytrzymałość włosów zwiększa się o ok. 20%. I po co tu kombinować, skoro można by użyć gotowego kosmetyku zawierającego glukozę? No cóż, po prostu nie mam takiego kosmetyku pod ręką, natomiast znane mi produkty zawierające miód nie spełniły moich oczekiwań i były słabe w porównaniu do połączenia: jakakolwiek odżywka czy maska + miód. Sama glukoza, niestety, wypadła gorzej od miodu, tzn. włosy były gładsze, łatwo się rozczesywały, ale nie były tak niesamowicie nawilżone i mięsiste. Mimo wszystko, eksperyment wypadł raczej pomyślnie, aczkolwiek nie chce mi się za bardzo w takie mieszaniny bawić i chętnie bym wypróbowała jakiś dobry kosmetyk z miodem czy glukozą. Może Wy znacie jakiś?
Na zdjęciach próbowałam uchwycić efekt farbowania (tak, wiem, końcówki do podcięcia- czekam na zajęcia, to mi koleżanka ciachnie na prosto). Dużą zaletą L'Oreala (Preference, mus mnie nie zachwycił pod tym względem) jest to, że kolor jest naprawdę lśniący, wielowymiarowy i przez to nawet często trudny do zdefiniowania (szczególnie Cannes). Na zdjęciach wydaje się, jakbym miała gdzieniegdzie ciemniejsze czy jaśniejsze włosy, ale to tylko złudzenie.
Aaa... jakby ktoś chciał mnie złapać przez wizaż, to polecam jednak mojego maila, na wizaż nie zaglądam, po paru latach tam spędzonych nadszedł moment, gdy polityka władz zirytowała mnie na tyle, iż zdecydowałam się pożegnać z tym miejscem. Oczywiście, trochę mi szkoda, bo na wizażu poznałam sporo fantastycznych osób, ale cóż, chyba za bardzo się zżyłam z tym miejscem, by tolerować totalną niekonsekwencję osób, którym to nie przystoi ;) Na każdego maila chętnie odpowiem, przepraszam jedynie, jeśli z lekkim opóźnieniem.
Życzę Wam udanego ostatniego dnia karnawału :)
I jeszcze jedno: mój ostatni hit (no, trochę przesadziłam ;) ) pielęgnacyjny. Jako, iż ostatnio mało mam miodu w domu, w pielęgnacji włosów wykorzystuję glukozę, która ma za zadanie regenerować włosy zniszczone. Pewnie nie skusiłabym się na zakup glukozy tylko po to, by ją dodawać do kosmetyków do włosów, ale akurat miałam niepotrzebne opakowanie w domu. Wg książki "Nowoczesne Fryzjerstwo" glukoza, jako strukturant keratyny, pomaga odbudować uszkodzone łańcuchy keratyny przez tworzenie wiązań chemicznych, przy czym przy jednorazowym użyciu roztwory glukozy włosy regenerują się w stopniu minimalnym, ale regularne stosowanie preparatów zawierających ten cukier wytrzymałość włosów zwiększa się o ok. 20%. I po co tu kombinować, skoro można by użyć gotowego kosmetyku zawierającego glukozę? No cóż, po prostu nie mam takiego kosmetyku pod ręką, natomiast znane mi produkty zawierające miód nie spełniły moich oczekiwań i były słabe w porównaniu do połączenia: jakakolwiek odżywka czy maska + miód. Sama glukoza, niestety, wypadła gorzej od miodu, tzn. włosy były gładsze, łatwo się rozczesywały, ale nie były tak niesamowicie nawilżone i mięsiste. Mimo wszystko, eksperyment wypadł raczej pomyślnie, aczkolwiek nie chce mi się za bardzo w takie mieszaniny bawić i chętnie bym wypróbowała jakiś dobry kosmetyk z miodem czy glukozą. Może Wy znacie jakiś?